środa, 11 września 2013

Kwitnący interes żony radnego z Tychów

Firma żony przewodniczącego komisji oświaty w tyskiej radzie miejskiej zarobiła prawie 80 tys. zł na szkoleniach dla nauczycieli. Jedna z dyrektorek szkół przyznaje, że została do szkolenia zobligowana przez samego przewodniczącego.
Kilka miesięcy temu opisaliśmy, jak założony przez żonę Damiana Fierli, radnego PiS z Tychów, Instytut Edukacji przeprowadzał szkolenia dla nauczycieli. Dotyczyły one bardzo różnych zagadnień, od cyberprzemocy po savoir-vivre. Równie różnorodne były ich ceny - od kilkuset do kilku tysięcy złotych. W jednej ze szkół szkolenie "Konflikt i przemoc w szkole. Cyberprzemoc" kosztowało 2800 zł, a w innej cztery razy mniej. W sumie gmina, której podlegają szkoły, w ciągu dwóch lat wypłaciła Instytutowi Edukacji prawie 80 tys. zł.

Sprawa ujrzała światło dzienne dzięki kilku oburzonym pracownikom placówek, którzy o wszystkim opowiedzieli radnemu Jakubowi Chełstowskiemu. Kiedy o szkoleniach rozmawialiśmy z właścicielką Instytutu Edukacji, ta zapewniała, że mąż w żaden sposób nie miał wpływu na zdobywanie zleceń.

Choć tyscy urzędnicy w rozmowach z nami mówili, że oferta Instytutu Edukacji była korzystna pod względem finansowym i merytorycznym, to jednak od dyrektorów placówek zażądali wyjaśnień. W piśmie do Miejskiego Zarządu Oświaty dyrekcja Szkoły Podstawowej nr 4 potwierdza, że informacja o szkoleniu została przekazana przez przewodniczącego Fierlę, "który zaprosił do urzędu miasta dyrektora i zasugerował, że komisja oświaty chce zadbać o bezpieczeństwo uczniów w sieci. W związku z powyższym czuliśmy się zobligowani do przeprowadzenia szkolenia".

Przewodniczący umywa ręce

Po takich doniesieniach Chełstowski już w lipcu zwrócił się do radnych o zwołanie nadzwyczajnego posiedzenia komisji oświaty. Do tej pory jednak do niego nie doszło, bo nie zgadza się na to sam przewodniczący. - Nigdy nikogo nie zapraszałem do urzędu. Często spotykam się z ludźmi i być może przy okazji jakiejś uroczystości wspomniałem dyrektorce, że takie szkolenia się odbywają. Ale nigdy nie sugerowałem, że powinna je przeprowadzać moja żona - zapewnia Fierla.

Zygmunt Marczuk, przewodniczący tyskiej rady miejskiej, podkreśla, że z przesłanych dokumentów nie wynika, że Fierla w jakikolwiek sposób wykorzystał swoje stanowisko. - W całej tej sytuacji mamy do czynienia z jednym oburzonym radnym i drugim, który uważa, że doszło do pomówienia. Trwa wymiana opinii, w co ja nie będę ingerował. Wyjaśnienie tej sprawy nie należy do moich kompetencji - zaznacza Marczuk.

Radny wykorzystał stanowisko?

Jak mówi z kolei Grzegorz Wójkowski, szef stowarzyszenia Bona Fides, które monitoruje samorządy, sprawie powinni obecnie przyjrzeć się nie koledzy Fierli z rady, ale prokurator. - Z dokumentów wynika jeden zadziwiający zbieg okoliczności: firma żony radnego otrzymywała zlecenie, bo jej oferta była najtańsza. Ale proponowana przez nią cena była za każdym razem minimalnie niższa od najtańszej. Np. jedna firma oferowała 860 zł, a Instytut Edukacji 800. W kolejnej szkole: najtańsza wynosiła 2450 zł, a Instytutu 2300. Jak to możliwe? - zastanawia się Wójkowski.

Fierla podkreśla, że to zbieg okoliczności. - Albo komuś zależy, by firmę żony wyrugować z rynku, albo jest to zagrywka polityczna. W końcu zbliżają się wybory i trzeba jakoś we mnie uderzyć - uważa.

 Zdaniem Wójkowskiego nie byłoby całej sprawy, gdyby żona radnego prowadziła szkolenia w innym mieście. - Skoro to były tak korzystne oferty, to przecież mogła je przesłać do innych miast aglomeracji. A tak zachodzi podejrzenie, że radny wykorzystał swoje stanowisko - kwituje.

Źródło: Gazeta Wyborcza

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz