Coraz więcej samorządów w Polsce decyduje się na budowę stadionów za setki milionów złotych. Co więcej, większość klubów sportowych utrzymywana jest za miejskie pieniądze. Nie ma wątpliwości, że zawodowy sport słono kosztuje. Czy warto więc w niego inwestować? Andrzej Dziuba, prezydent Tychów, nie ma tutaj wątpliwości. W tym mieście rok temu ukończono budowę nowoczesnego stadionu piłkarskiego za 129 mln zł. Prezydent podkreśla, że było warto.
Miejski GKS właśnie awansował do 1. ligi piłkarskiej. Dobrze się z tym czujecie? Czy miasto powinno finansować sport zawodowy?
Andrzej Dziuba, prezydent Tychów: - Myślę, że podstawową rolą samorządu jest budowa i utrzymywanie infrastruktury. Po zmianach jakie zaszły na przełomie lat 80. i 90. tak naprawdę nie wykształcono żadnego modelu finansowania sportu. Rozsypały się jak domki z kart kluby bazujące na zatrudnianiu zawodników w hutach, kopalniach, wojsku czy ówczesnej milicji. Te kluby przechodziły gigantyczne problemy. Teraz zacząć trzeba od infrastruktury i to jest rola samorządów. W takim mieście jak Tychy infrastruktura jest prawie kompletna, bo za chwilę rozpoczynamy budowę stadionu lekkoatletycznego i po tym obiekcie będziemy mogli powiedzieć, że mamy już wszystko. Po infrastrukturze przychodzi pora na uzdrowienie samej struktury.
W Polsce samorząd prawie wszędzie finansuje sport. Możemy tu mówić o pewnym popularnym modelu, gdzie etapami samorządy wchodzą w kluby płacąc pieniądze i tak naprawdę nie do końca mają nad nimi kontrolę. Takich przykładów jest dużo – Górnik Zabrze, Ruch Chorzów, GKS Katowice, Śląsk Wrocław – gdzie po jakimś etapie samorząd dochodzi do większości i zaczyna tym klubem rządzić. My w Tychach postanowiliśmy zrobić to trochę inaczej, podobnie jak w Kielcach miasto postąpiło z Koroną. Przejęliśmy 100 procent udziałów akcji, kupując prawa do znaku towarowego i sami zorganizowaliśmy funkcjonalnie sportu według transparentnych zasad, ponieważ działamy w oparciu o Ustawę o finansach publicznych. Teraz mając dobrą infrastrukturę i zdrową strukturę funkcjonowania sportu zawodowego, już dzisiaj pojawia się mnóstwo chętnych inwestorów na wejście kapitałowe do tych sekcji. Rozmawialiśmy niedawno z poważnymi inwestorami ze Szwajcarii, a także z Włoch. Wydaje mi się, że to jest jedyna słuszna droga. My taką obraliśmy i to się sprawdziło.
Za granicą finansowanie przez samorząd klubu sportowego to prawdziwy ewenement.
- To się bierze z tego, że na Zachodnie ludzie żyją na trochę innym poziomie. Kibic Borussi Dortmund wydaje na mecz 50-60 euro za bilet. Dla nas jest to nie do osiągnięcia. Na drugiej lidze bilet kosztuje 5 złotych ulgowy i 10 złotych normalny. Miasto musi więc wspomagać sport, ale nie zawsze. Też powiedzieliśmy sobie, że jest to pewien etap przejściowy i dlatego wspomniałem o tych rozmowach z inwestorami. To jest początek wypuszczania spod władztwa miasta klubów, ale już na nowych zasadach. Chcemy zbudować takie relacje i znaleźć takich partnerów biznesowych, którzy zagwarantują, że klub będzie w rękach prywatnych, ale mocnych i dobrych. Nie chcemy sytuacji, że za dwa czy trzy lata znowu znajdziemy nasz GKS Tychy na dnie w B-klasie i wszystko trzeba będzie budować od nowa.
Są wpływy z posiadania drużyny piłkarskiej ale i wydatki – jak to się bilansuje w budżecie miasta?
- My dajemy dotację do funkcjonowania drużyny, a całą resztę klub musi zdobywać poprzez sponsoring. Stadion też jest własnością klubu, a właściwie spółki Tyski Sport SA, bo taką powołaliśmy dla realizacji tych zadań. Staramy się, żeby z miasta szło jak najmniej pieniędzy, bo nikt nas nie zwalnia z efektywnego działania.
Wracając jeszcze do infrastruktury – stadion w Tychach robi duże wrażenie. Swoje obiekty budują też inne miasta. Czy taka wielomilionowa inwestycja jest opłacalna dla samorządu?
- Infrastruktura bardzo pomaga, bo to przyciąga ludzi. Kiedy jeździliśmy grać mecze do Jaworzna [podczas budowy stadionu GKS Tychy rozgrywał mecze domowe na obiekcie w Jaworznie – przyp. red.] nie mieliśmy szans kogokolwiek przyjąć, porozmawiać. Dzisiaj stadion stał się miejscem spotkań, powstała tam filia muzeum – Tyska Galeria Sportu. To przyciąga również młodzież. Na stadion przychodzi się nie tylko, żeby obejrzeć mecz, ale też żeby zobaczyć historię sportu w Tychach. Wszystkie loże sponsorskie zostały wykupione na pniu. Nie brakuje też gości biznesowych, których można spotkać nie tylko w czasie meczów, ale też w tygodniu. Widać nawet, że biznes zaczął się kręcić wokół sportu i to daje efekty.
A jaki wpływ na mieszkańców wywierają inwestycje sportowe?
- Frekwencja na meczach jest dowodem, że to był strzał w dziesiątkę. Średnio mamy około 8 tysięcy kibiców, a na meczu z Rakowem Częstochowa było nawet 12 tysięcy. Widać, że ta inwestycja jakoś to społeczeństwo integruje, zwłaszcza w takim mieście jak Tychy, które powstało dopiero po wojnie. Sport jest jednym z elementów integrujących, a nam udało się to wszystko zrealizować. Pokazują to nawet badania socjologiczne, według których 96 procent tyszan jest zadowolonych lub bardzo zadowolonych z tego, że mieszkają właśnie w tym mieście. Uważam, że sport odegrał bardzo istotną rolę w uzyskaniu takiego wyniku.
Źródło: portalsamorzadowy.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz