poniedziałek, 30 listopada 2015

Zatrzymany za marihuanę. "To lek na astmę"


Policja z Tychów zatrzymała 34-latka, który miał w domu kilkadziesiąt gram marihuany. Nie jest to jego pierwsza wpadka, dlatego teraz, jak informuje policja, może trafić za kraty. - Wyjaśniał, że leczy marihuaną astmę, ale recepty nie posiadał - mówi rzeczniczka tyskiej policji. Nie mógł mieć recepty, bo w Polsce marihuana nie jest lekarstwem.

Policjanci z Tychów znaleźli w mieszkaniu 34-latka worki z suszem roślinnym. Po przebadaniu substancji testerem narkotykowym okazało się, że to marihuana. Waga pokazała 40 g.

- Nie jest to ilość dilerska, ale też nie nieznaczna, za którą prokurator wedle prawa może umorzyć sprawę - mówi Barbara Kołodziejczyk, rzeczniczka tyskiej policji. Czy puścić człowieka wolno za posiadanie marihuany, prokurator zawsze ocenia indywidualnie. Przepisy nie precyzują, ile to jest mało. - Ale policja ma obowiązek zatrzymać za każdą ilość - dodaje Kołodziejczyk. W świetle prawa nie ma też znaczenia, czemu narkotyk miałby zatrzymanemu służyć.

Lepsza na astmę niż niejeden lek 

34-latek wyjaśniał policji, że leczy marihuaną astmę. Policjanci podają w oficjalnym komunikacie, że "niestety tyszanin nie miał na narkotyk recepty".

- To żart - mówi rzeczniczka. Wiadomo, że nie mógł takiej recepty mieć, bo w Polsce marihuana nie jest lekiem. Ale, jak przyznaje Kołodziejczyk, policjanci nie sprawdzili, czy 34-latek faktycznie choruje na astmę. - To dobry pretekst - mówi Jerzy Jarosz, anestezjolog i specjalista leczenia bólu, który przy Hospicjum Onkologicznym im. św. Krzysztofa w Warszawie otworzył pierwszy w Polsce punkt konsultacyjny informujący o leczniczym wykorzystaniu marihuany. - Marihuana działa rozkurczająco na oskrzela i to nie podlega dyskusji. Dym co prawda wywołuje kaszel i podrażnia oskrzela, ale napad astmy jest niezwykle dokuczliwy i marihuana na te objawy może zadziałać - dodaje anestezjolog.

Jarosz przyznaje, że uczucie duszności jest subiektywne, tak jak ból, ale jest bardzo nieprzyjemne, towarzyszy mu lęk i substancje zawarte w marihuanie mogą być skuteczniejsze niż legalne leki na astmę. - O pozytywnym działaniu marihuany dla astmatyków mówił wielokrotnie prof. Jerzy Vetulani - anestezjolog powołuje się na neurobiologa, jednego z najsłynniejszych w Polsce zwolenników legalizacji marihuany "Palenie ziela konopi jest zabiegiem stosowanym przeciw astmie i było jeszcze na długo przed jej szerszym wprowadzaniem jako środka rekreacyjnego" - pisze prof. Vetulani na swoim blogu. 

Będzie więzienie, bo to nie pierwszy raz 

34-latek z Tychów usłyszał zarzut posiadania narkotyków. Grozi mu do trzech lat więzienia i może się nie wywinąć od odsiadki. - Nie pierwszy raz zatrzymaliśmy go za posiadanie marihuany, więc prokurator może nie przystać na dobrowolne poddanie się karze i sprawa trafi do sądu - mówi Kołodziejczyk.

Źródło: tvn24.pl

sobota, 28 listopada 2015

Zmarł projektant Tychów


Nie żyje profesor Janusz A. Włodarczyk – architekt, członek Stowarzyszenia Architektów Polskich, współtwórca Tychów. Zmarł w wieku 83 lat.

Prof. zw. Janusz A. Włodarczyk w latach 1959-1989 był projektantem w Miastoprojekcie Tychy. Wykładał m.in. w Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach, Politechnice Białostockiej, Wyższej Szkole Technicznej w Katowicach (jako profesor i kierownik Katedry Projektowania Architektonicznego), Wyższej Szkole Zarządzania i Nauk Społecznych w Tychach.

Opublikował liczne prace i 6 książek z zakresu teorii architektury. Zrealizował około 55 projektów architektonicznych, głównie obiektów oświaty, kultury i handlu, a także wnętrz oraz dwóch tyskich kościołów: ewangelickiego oraz p.w. św. Maksymiliana Kolbe. Był przedstawicielem SARP w grupie roboczej Sekcji Przestrzeni Szkolnych i Kulturalnych Międzynarodowej Unii Architektów UIA/UNESCO.

Źródło: tychy.pl

Koniec izby wytrzeźwień w Tychach. Szpital: nie będziemy przechowalnią dla pijanych


Radni w Tychach zdecydowali o likwidacji izby wytrzeźwień. Będą wozić nietrzeźwych do Sosnowca, ale nie wszystkich. - Nie będziemy przechowalnią dla pijanych mieszkańców - mówi rzeczniczka tyskiego szpitala. O likwidacji izby wytrzeźwień mówiło się w Tychach od lat, ale pomysł nie podobał pracownikom placówki. Władze miasta obiecały im jednak pracę w innych miejskich spółkach.

W czwartek radni przegłosowali, że z początkiem przyszłego roku izba zamknie swoje podwoje. Powodem są pieniądze. Wyliczono, że miasto zaoszczędzi na tym 600 tys. zł rocznie.

Nie będzie radiowozu 

Pijani mieszkańcy zabierani z ulicy mają być odwożeni do Sosnowca. Tychy będą uiszczać opłatę za pobyt - wg cennika 240 zł - jeśli pacjent okaże się niewypłacalny. To aż 70 proc. klientów tyskiej izby. Do ceny pobytu należy doliczyć koszt paliwa. Z Tychów do sosnowieckiej izby jest 30 km. Pacjentów będzie wozić straż miejska albo policja. Kolejnym kosztem jest więc bezpieczeństwo mieszkańców Tychów. Jak zauważył na portalu TVN 24 Mieczysław Fido, szef Stowarzyszenia Dyrektorów i Księgowych Izb Wytrzeźwień w Polsce, w czasie podróży pijanego nie będzie radiowozu w mieście. Nawet dwie godziny, bo mundurowy musi poczekać na przyjęcie pacjenta. A w izbie bywa kolejka, zwłaszcza jeśli ma ich 11 tys. rocznie, jak w Sosnowcu.

Nie jesteśmy przechowalnią

Nawału pijanych pacjentów mogą obawiać się szpitale. Po pierwsze - nie każdy pijak będzie odwożony do Sosnowca. - Będziemy namawiać funkcjonariuszy policji i straży miejskiej, by niegroźnych pijanych mieszkańców odwozić częściej do ich własnego domu. Jeśli nie będą mieli meldunku w Tychach, zimą trafią do uruchamianej w tym okresie ogrzewalni. A jeśli będą potrzebowali pomocy medycznej - do jednego z dwóch tyskich szpitali - mówił dla portalu TVN 24 Miłosz Stec, wiceprezydent Tychów.

- Nie będziemy zastępować izby, nie ma takiej możliwości - mówi Małgorzata Jędrzejczyk, rzeczniczka szpitala wojewódzkiego w Tychach. - Człowiek w stanie zagrożenia życia lub zdrowia jest dla nas pacjentem niezależnie od tego, czy jest trzeźwy czy nie i wtedy oczywiście będzie u nas leczony. Ale jeśli to będzie tylko stan nietrzeźwości, nie wymagający hospitalizacji, nie będziemy takiego człowieka zatrzymywać. Wezwiemy policję, bo go zabrała. Nie jesteśmy przechowalnią. Tak czy inaczej stan pijanego będzie musiał zweryfikować lekarz. Jędrzejczyk jest dobrej myśli. - Praktyka pokaże, czy będzie problem - mówi. W Kielcach i Lublinie okazało się, że jest.

Pijani, poobijani, nieprzytomni obok trzeźwych pacjentów

Kielce zlikwidowały izbę w 2010 roku, Lublin osiem lat wcześniej. Z tych samych powodów co w Tychach - wysokie koszty funkcjonowania i nieściągalność opłat. Miasta liczyły na oszczędności. Dzisiaj i w Kielcach i w Lublinie planują powtórnie otworzyć punkt dla nietrzeźwych mieszkańców. W tym drugim mieście ma on nazywać się Ośrodkiem Pomocy dla Osób w Stanie Nietrzeźwości. - Podjęliśmy działania, żeby go otworzyć ze względu na liczne głosy ze strony placówek szpitalnych czy policji - mówi Olga Mazurek, rzeczniczka urzędu miasta w Lublinie.

Ośrodek ma powstać na wiosnę 2016 roku 

W Kielcach przywrócenie izby nazywają "palącym problemem", bo pijanych przybywa. Nie pomogło wybudowanie drugiego oddziału ratunkowego w szpitalu. Jak mówił dla lokalnego portalu echodnia.eu dyrektor kieleckiego szpitala, pijani leżą w salach obok trzeźwych, poobijani i nieprzytomni, więc trzeba im robić tomografię. Tyski szpital ma jedną izolatkę dla pobudzonych pacjentów.


Źródło: tvn24.pl

******************************************************************************************************************

Myślę, że możemy w Tychach zamknąć jeszcze wiele instytucji - bo przecież na każdą wydajemy pieniądze. Zlikwidować i przenieść wszystko do innych miast, będzie dużo oszczędności...

Ciekawe czy przewidziano dodatkowe etaty dla mundurowych? Zwłaszcza w weekendy jeden radiowóz (a może dwa) będzie tak naprawdę do dyspozycji nietrzeźwych i zamiast patrolować ulice naszego miasta będzie kursował niczym bus na linii Tychy-Sosnowiec-Tychy.
Tylko szkoda, że bilety takie drogie...

tychymyopinions

piątek, 27 listopada 2015

W Tychach nie pobierają opłaty targowej


Od początku nowego roku na tyskich targowiskach nie będzie pobierana opłata targowa. O wprowadzeniu nowych przepisów zdecydowali w czwartek jednogłośnie radni miasta. Tym samym uchylona została uchwała z marca 1992 roku w sprawie poboru opłaty na targowiskach i w miejscach wyznaczonych do prowadzenia handlu.

– Sprzedaż na bazarach cieszy się sporą popularnością wśród mieszkańców Tychów. Należy nam na utrzymaniu tego trendu i rozwoju handlu targowiskowego na terenie naszego miasta. To forma rodzimej i lokalnej działalności, a takie miejsca pełnią także rolę prospołeczną i przyczyniają się do rozwoju przedsiębiorczości. Zniesienie opłaty targowej zwiększy konkurencyjność małych przedsiębiorstw, dlatego postanowiliśmy razem z kolegami z Klubu Radnych Inicjatywa Tyska wyjść z taką propozycją i przedstawić ją całej Radzie. Cieszę się, że w tym temacie wszyscy byliśmy zgodni – mówi Maciej Gramatyka, przewodniczący Rady Miasta Tychy po głosowaniu.

Zniesienie opłaty umożliwiła uchwalona w czerwcu nowelizacja ustawy o samorządzie gminnym, która wejdzie w życie 1 stycznia 2016 roku. Zakłada ona, że gmina może pobierać opłaty lokalne, w tym targowe, ale nie musi. Aktualnie obowiązująca ustawa o podatkach i opłatach lokalnych nie pozostawia żadnej alternatywy w tym zakresie.

Jak podaje biuro prasowe tyskiego magistratu, w 2012 roku wpływy do Tyskiego Zakładu Usług Komunalnych z tytułu opłaty targowej wyniosły 288 tys. złotych. Rok później było to 268 tys. złotych, a w 2014 roku 293 tysiące złotych. Koszty jakie z tego tytułu poniosła gmina (m.in. na etaty inkasentów), oscylowały na poziomie 150 tys. złotych rocznie.


Źródło: onet.pl

czwartek, 26 listopada 2015

Jest już projekt areny lekkoatletycznej


W Tychach powstanie kolejny duży obiekt sportowy. Obok Stadionu Miejskiego zostanie wybudowana arena lekkoatletyczna. Projekt budowlany jest już gotowy, a Polski Związek Lekkiej Atletyki uznał inwestycję za ważną i strategiczną dla rozwoju lekkoatletyki w Polsce.

W obiekcie znajdą się: pełnowymiarowa, ośmiotorowa bieżnia okrężna długości 400 m wraz z ośmiotorową bieżnią do biegów sprinterskich na 100 i 110 m, boisko z nawierzchni z trawy naturalnej z systemem zraszania murawy, dwuścieżkowa skocznia do skoku w dal i trójskoku, skocznia do skoku wzwyż, podwójna dwuścieżkowa skocznia o tyczce, rów z wodą do biegów z przeszkodami, rzutnia do pchnięcia kulą i do rzutu oszczepem, rzutnia do rzutu dyskiem i młotem wraz z klatką. Na terenie areny znajdzie się także teren rozgrzewkowy dla lekkoatletów.

- Oprócz tego powstaną tzw. obiekty pomocnicze: trybuny areny lekkoatletycznej na 1000 miejsc siedzących, wiata lub wieża sędziowska dla sędziów i komentatorów, kontenery stalowe na sprzęt – wylicza Joanna Kudela, naczelnik Wydziału Realizacji Inwestycji UM Tychy.

Szacowany koszt inwestycji to ok. 15 milionów złotych netto. Miasto planuje uzyskać na ten cel dofinansowanie z Ministerstwa Sportu i Turystyki.
- W listopadzie 2014 roku złożyliśmy do Ministerstwa Sportu i Turystyki wniosek o ujęcie inwestycji pn. „Budowa areny lekkoatletycznej w Tychach” w Planie Wieloletnim w ramach Programu inwestycji o szczególnym znaczeniu dla sportu. W sierpniu 2015 roku otrzymaliśmy z ministerstwa informację o ujęciu tego zadania w Planie Wieloletnim. Kolejnym etapem jest wnioskowanie o zgłoszenie tej inwestycji do Planu Rocznego, nie znamy jednak jeszcze terminów składania wniosków. Prawdopodobnie będzie to koniec lutego lub połowa marca 2016 r. – mówi Andrzej Dziuba, prezydent Tychów.

Tyska Arena będzie obiektem lekkoatletycznym kategorii IIIA. Oznacza to, że spełnia wymagania Polskiego Związku Lekkiej Atletyki oraz Międzynarodowego Stowarzyszenia Federacji Lekkoatletycznych IAAF. Dzięki temu na stadionie będą mogły rozgrywać się oficjalne zawody lekkoatletyczne, zawody do rangi mistrzostw Polski o pełnym programie konkurencji, jak również mityngi międzynarodowe. To to wszystko jednak nie wcześniej jak za około dwa lata. Zakończenie inwestycji i oddanie obiektu do użytku planuje się w drugiej połowie 2017 roku.


Źródło: tychy.pl

wtorek, 24 listopada 2015

GKS Tychy po sukcesie i przed historyczną szansą


Takiego sukcesu polskiego hokeja nie było od lat. GKS Tychy awansował do turnieju finałowego Pucharu Kontynentalnego. Triumf w jego rozgrywkach stanowi przepustkę do udziału w Hokejowej Lidze Mistrzów. Tam jeszcze naszych nie było.

Polski hokej ma szansę wyjść z cienia. Mistrzowie Polski awansowali właśnie do finałowej fazy Pucharu Kontynentalnego, w której zagrają obok trzech innych drużyn. Na taki sukces trzeba było czekać 23 lata. W sezonie 1992/93 Unia Oświęcim wystąpiła w finale Pucharu Europy, który zmienił nazwę i format. Wcześniej podobny sukces stał się udziałem Polonii Bytom, ale to już było trzydzieści lat temu. Nadarza się szansa na coś jeszcze bardziej okazałego, ale wszystko w rękach walecznych tyszan.

Po zamachach we Francji, chcieli przenieść turniej do Tychów

Puchar Kontynentalny to wieloetapowe międzynarodowe rozgrywki hokejowe w których co roku uczestniczy mistrz Polski. Rywalizacja podzielona jest na turnieje, faktycznie czterozespołowe grupy, z których zwycięzcy awansują do dalszych faz.

GKS Tychy w tym sezonie zaczynał od drugiej rundy, podejmując na swoim Stadionie Zimowym angielską drużynę Coventry Blaze, rumuńską CSM Dunarea Galati oraz serbski Partizan Belgrad, który do tej fazy awansował z pierwszej rundy, eliminując u siebie jeszcze niżej notowane zespoły. Nie dało się ukryć, że w Tychach faworytem czterozespołowej grupy są gospodarze z Polski. Gra o awans toczyła się jednak do końca.

Mistrzowie Polski ku radości swoich kibiców już w pierwszym meczu rozpoczęli ostre strzelanie, od rozgromienia Partizana 26:0. Później przyszła wygrana z mistrzem Rumunii. O zdobyciu pierwszego miejsca i przejściu do następnej rundy miało zatem zadecydować spotkanie z angielskim Coventry Blaze, które także wygrało dwa wcześniejsze mecze. Goście prowadzili po dwóch tercjach już 1:0, ale w ostatniej udało się wyprowadzić wynik na 3:2 dla Polaków. Fety z okazji awansu nie było, bo takiego wyniku wszyscy się spodziewali.

Wiadomo było, że na kolejny turniej - trzecią fazę rozgrywek, GKS Tychy ma lecieć do francuskiego Rouen. Organizacja tego turnieju przez moment zawisła jednak na włosku, gdy w Paryżu doszło do przerażających zamachów. Obrotni działacze z Tychów zaproponowali przeniesienie zawodów na własne lodowisko, ale Międzynarodowa Federacja Hokeja na Lodzie stwierdziła, że nie będzie takiej konieczności.

Awans Tychom dały "Smoki"

Trzeba było zatem przed 20 listopada wybrać się do Francji i spędzić tam kilka kolejnych dni. - Myślę, że jesteśmy dobrze przygotowani. Jedziemy pełni nadziei - mówił Jarosław Rzeszutko, hokeista grający między innymi wcześniej we francuskim Amiens. Rywalami już na miejscu mieli być jego dawni znajomi z Dragons de Rouen, zespołu z którym mierzył się w lokalnych derbach oraz HK Krzemieńczuk z Ukrainy i Szachcior Soligorsk z Białorusi.

Pierwsze spotkanie okazało się najtrudniejsze. Gospodarze z Francji dopingowani przez fanatycznych kibiców po zaciętej walce wygrali 5:3. Nadzieją w tym momencie pozostawał fakt, że do kolejnej rundy - awansują dwa zespoły, a nie jeden, jak było w poprzednich fazach. GKS Tychy męczył się z białoruskim Szachciorem, ale wygrał 2:1. Ukraiński HK Krzemieńczuk zgodnie z przewidywaniami okazał się łatwiejszym przeciwnikiem i został pokonany w stosunku 3:1.

O wszystkim znów miało zadecydować ostatnie spotkanie turnieju, ale już bez udziału mistrzów Polski. Aby sen GKS Tychy o finale się spełnił, Francuzi musieli pokonać zespół z Białorusi. I tak też się stało, a skromna wygrana 1:0 "Smoków" otworzyła tyszanom drogę do finału. Historyczny sukces stał się zatem faktem.

Mogłoby się wydawać, że awans do finałowej fazy po rozegraniu sześciu meczów nie jest wielkim wynikiem. Warto jednak zwrócić uwagę na to, że z rozgrywek odpadły już drużyny, z krajów w których dużo więcej łoży się na hokej niż w Polsce. Teraz tyszanom wypada jak najlepiej wywiązać się z roli "kopciuszka".

W Lidze Mistrzów czekają najlepsi

Super finał z udziałem czterech najlepszych drużyn poprzednich faz zostanie rozegrany w dniach 8-10 stycznia w miejscu jeszcze nieokreślonym przez IIHF, ale nieoficjalnie mówi się, że jego organizację dostaną Duńczycy z Herning Blue Fox. W stawce znów zagrają Dragons de Rouen oraz AS Asiago Hockey z Włoch.

GKS Tychy nie będzie faworytem w żadnym z tych meczów, ale gdyby wierzyć matematyce, drużyny w Polski w ogóle nie powinno być w tej ostatniej, decydującej fazie. Zwycięzca bierze wszystko - czyli awans do hokejowej Ligi Mistrzów w kolejnym sezonie. Tam już można spotkać najlepszych z najlepszych w Europie - drużyny ze Szwecji, Rosji, Finlandii, Czech, Słowacji, Szwajcarii a także z Niemiec, które jak na razie szczelnie odgrodziły się od maluczkich hokejowego światka.

W kwietniu 2015 władze IIHF zapowiedziały przyznanie dzikiej karty drużynie z Polski do udziału w edycji 2016/2017, ale nie wiadomo jak to w praktyce będzie. Wiadomo jednak, o co gra GKS Tychy. Sportowy awans byłby największym sukcesem polskiego klubowego hokeja w historii i podwalinami pod kolejne osiągnięcia, także z udziałem reprezentacji.


Źródło: onet.pl

Adam Bagiński: Nie pamiętam takiej atmosfery w zespole. Ta drużyna jest jednością


"Taktyka, dyscyplina, mądrość w grze są bardzo ważne. Na takim poziomie nie wybacza się błędów"- mówi RMF FM napastnik GKS-u Tychy Adam Bagiński po sukcesie swojego zespołu w Pucharze Kontynentalnym. W weekend we francuskim Rouen tyszanie wywalczyli awans do turnieju finałowego PK. "Drużyna funkcjonowała fantastycznie. Nie pamiętam, żebyśmy grali takie mecze jak w Rouen. (…) Nie pamiętam takiej atmosfery, jaką mamy teraz. Ta drużyna jest jednością – i w szatni, i poza lodowiskiem" - podkreśla Bagiński. Mówi również o potrzebie zmian w polskiej lidze, o tym, jak ważna jest dla każdego zawodnika gra z orzełkiem na piersi, i o szansach swojego zespołu w finale Pucharu Kontynentalnego.

Edyta Bieńczak: Przede wszystkim - wielkie gratulacje. Na taki sukces polskiego klubu kibice hokeja czekali blisko ćwierć wieku. Kiedy zaczynaliście zmagania w Pucharze Kontynentalnym, spodziewał się pan, że zajdziecie tak daleko?

Adam Bagiński: Na pewno mierzyliśmy wysoko. Mamy drużynę, która musi stawiać sobie cele, które niosą ją ponad przeciętność. I zakładaliśmy, że będziemy walczyć.

W pierwszym turnieju wiedzieliśmy, że musimy przejść Coventry Blaze - że jest to dobra drużyna i na pewno nie będzie to łatwy mecz. Tak też było. Wspięliśmy się po tej drabince do półfinałów, co było naszym celem minimum, i z wiarą w swoje możliwości jechaliśmy do Rouen.

Ta drużyna jest pewna tego, że posiada umiejętności, które pozwalają jej grać bardzo dobre mecze. Jeżeli wszyscy się angażują, walczą, jeżeli gramy mądrze, dobrze taktycznie - to naprawdę, pokazaliśmy to teraz, możemy wznieść się na taki poziom, by walczyć z tymi drużynami, które teoretycznie są silniejsze od nas.

Pierwszy mecz w Rouen, z gospodarzami, przegraliście 3:5, ale to spotkanie mogło zakończyć się zupełnie inaczej. Na wyniku zaważył początek trzeciej tercji, kiedy w krótkim czasie straciliście trzy gole. Co się tam wtedy stało?
Początek trzeciej tercji troszeczkę przespaliśmy. Drużyna z Rouen gra naprawdę bardzo dobry, solidny hokej. Jest oparta na bardzo doświadczonych, dobrych zawodnikach z przeszłością w różnych ligach, mają w składzie Kanadyjczyków, kilku reprezentantów Francji. Na co dzień grają na wysokim poziomie. Ale stawiliśmy im czoła. Do połowy meczu prowadziliśmy 2:1. W drugiej tercji mieliśmy bardzo dużo szans na przełamanie, na podwyższenie prowadzenia, ale nie przełamaliśmy rywali, a oni wyrównali na 2:2. Na trzecią tercję wyszli na pewno mocno zmotywowani, grali u siebie, mieli wsparcie swoich kibiców. W nasze szeregi wkradł się moment dekoncentracji. Hokej to taka gra, że w ciągu czterech minut można "odjechać" rywalowi - i niestety tak się stało w tym spotkaniu. Nie poddawaliśmy się, do końca walczyliśmy o korzystniejszy rezultat, strzeliliśmy trzecią bramkę.

Myślę, że mimo wszystko mecz z Rouen to był w naszym wykonaniu bardzo dobry mecz i należy się cieszyć z postawy drużyny. Mogliśmy po tym spotkaniu spojrzeć w lustro.

W kolejnym spotkaniu Szachcior Soligorsk prowadził jedną bramką do 51. minuty. Pokazaliście charakter i wygraliście.

Te mecze są bardzo wyrównane, musimy być przygotowani na każdy wariant. Dobre było to, że czuliśmy, że możemy z Szachciorem znowu wygrać. Graliśmy z nimi latem, byliśmy wtedy na lodzie chyba od trzech dni. W pierwszym meczu nas przejechali - 8:2. W rewanżu było już lepiej, wygraliśmy 3:2.

To jest drużyna oparta na reprezentantach Białorusi, liga białoruska jest mocną ligą, wymagania są tam duże. Soligorsk to naprawdę klasowy zespół. Dla nas to był mecz ostatniej szansy, żeby "wrócić" do turnieju i ewentualnie spełnić marzenia o finale. Wiedzieliśmy, że musimy grać bardzo zdyscyplinowanie, bardzo mądrze z tyłu. Podeszliśmy do tego spotkania bardzo skoncentrowani. I mimo że przeciwnicy strzelili pierwszą bramkę, to wyszedł charakter naszej drużyny: trzymaliśmy cały czas głowy w górze, mobilizowaliśmy się nawzajem w boksie, jeden walczył za drugiego, wszyscy pracowali na wynik. Wszyscy świetnie bronili, próbowaliśmy przechodzić szybko do ataku, dużo strzelać na bramkę. I to przyniosło w końcu efekty, w końcu trochę skruszyliśmy ten mur, daliśmy radę się przedrzeć. Oni naprawdę dobrze jeżdżą na łyżwach, grają bardzo dobrze taktycznie. Trzeba się bardzo napracować, włożyć dużo wysiłku w to, żeby zapracować na bramkę. To był dobry mecz i dał nam szansę.

Później wygraliście ostatnie spotkanie, z ukraińskim HK Krzemieńczuk, ale wciąż nie mogliście być pewni awansu - decydujący był wynik pojedynku Soligorska z Rouen. To musi być fatalne uczucie: czekać na wynik meczu, na który nie ma się żadnego wpływu.

Nie jest to komfortowe, ale my nie byliśmy faworytami tego turnieju - trzeba spojrzeć na to również z tej strony. Wiedzieliśmy, że swoją robotę wykonaliśmy dobrze - nie powiem, że w stu procentach, bo gdybyśmy wykonali ją w stu procentach, to wygralibyśmy z Rouen. Byliśmy całkiem blisko, ale ułożyło się tak, że nie daliśmy im rady i musieliśmy później wygrać obydwa spotkania - i to zrobiliśmy.

Pojedynek z HK Krzemieńczuk to był naprawdę bardzo ciężki mecz. To młoda ukraińska drużyna, postawiła się nam. Gdybyśmy w pierwszej tercji wykorzystali swoje sytuacje, to myślę, że byłoby koło 4:0, 5:0. Wtedy byłoby nam łatwiej. A tak pierwsza tercja skończyła się tylko 2:0, w drugiej rywale wykorzystali przewagę i zrobiło się 2:1. W takiej sytuacji wkrada się nerwowość, ale próbowaliśmy nad tym panować. Radek Galant dał nam oddech, strzelając bramkę na 3:1. Wtedy już wiedzieliśmy, że wygramy ten mecz.

Jesteście chwaleni za taktykę, dyscyplinę w grze. To był klucz do sukcesu?

Na takim poziomie nie wybacza się błędów. Podobnie jak w reprezentacji. Taktyka, dyscyplina, mądrość w grze są bardzo ważne - jeśli zrobi się coś źle, to pewnych rzeczy nie da się już naprawić. Trzeba być cały czas skoncentrowanym, uważać na detale.

Podeszliśmy do tego turnieju bardzo poważnie, każdy się angażował, wykonywał to, co do niego należało. Drużyna funkcjonowała fantastycznie. Ja nie pamiętam, żebyśmy grali takie mecze jak te. Szkoda, że jest to tylko od święta.

Ta rywalizacja odbiegała mocno od ligowej codzienności. Co zaskoczyło was szczególnie w stylu gry, czego się dzięki temu turniejowi nauczyliście?

To, co cechuje drużyny takie jak te, które wystąpiły w Rouen, to gra bardzo taktyczna, dyscyplina, jakość wykonania. To robi dużą różnicę. Jeżeli startuje się z pozycji nie-faworyta, trzeba się naprawdę mocno napracować, czasami sporo najeździć, żeby napsuć im troszeczkę krwi. Intensywność jest większa.

W lidze mecze, które są fajne, które przygotowują nas mentalnie do takiej walki, przeplatają się ze słabszymi. Teoretycznie powinno się do każdego spotkania podchodzić tak samo, ale nie oszukujmy się: są mecze... inne, to widać, to czuć. Myślę, że ta liga jest po prostu za duża. Nie stać nas na takie rozgrywki. Powinniśmy zawęzić ligę, żeby mecze były na jak największej intensywności, jak najbardziej "ciasne". Nie może być tak, że mecz 12:1 przeplata się z meczem 3:3, później znowu jest 9:3... Nie tędy droga.

Rozgrywa pan teraz swój trzynasty sezon w barwach GKS-u, od lat obserwuje pan, jak się ten klub zmienia. Przez dekadę czekaliście na mistrzostwo Polski, w zeszłym sezonie wszystko się jakby poukładało, "zaskoczyło": najpierw był Puchar Polski, później tytuł mistrzowski, Superpuchar i teraz sukces na arenie międzynarodowej. To nie jest coś, co wypracowuje się w miesiąc czy w ciągu jednego sezonu. Jakie są składowe tego sukcesu, co złożyło się na ten obecny moment?
Drużyna, z którą zdobywaliśmy mistrzostwo Polski, była odrobinę inna, ale po zmianach wszystko to nadal funkcjonuje bardzo dobrze. Naprawdę dużo wnieśli Kamil Kalinowski, Mateusz Bepierszcz, Filip Komorski, Bartek Ciura, którzy przyszli do nas z Unii Oświęcim - i fajną atmosferę w szatni, i na lodzie są dla nas wiodącymi postaciami. Zmieniło się też paru chłopaków w obronie.

Bardzo dużo zależy od atmosfery. Ja jestem tu bardzo długo, a takiej atmosfery, jaką mamy teraz, nie pamiętam. Ta drużyna jest jednością - i w szatni, i poza lodowiskiem.

Po turnieju klub zdecydował, że nie puści was na grudniowe zgrupowanie kadry - poinformował o tym w rozmowie z Interią kierownik sekcji hokeja Wojciech Matczak. To była decyzja podjęta wspólnie, konsultowana z wami?

Jest mi trudno powiedzieć teraz cokolwiek na ten temat, bo z nikim jeszcze o tym nie rozmawiałem. W Katowicach szykuje się świetny turniej, przyjadą klasowe drużyny. Taka rywalizacja może tylko podnieść poziom tych, którzy pojadą na zgrupowanie.

Dla mnie osobiście reprezentacja jest bardzo ważna. Dla innych chłopaków również. Każdy zawodnik w każdej dyscyplinie dąży do tego, żeby reprezentować barwy swojej ojczyzny. Grać z orzełkiem na piersi to wyróżnienie. Jeżeli jest taka możliwość, to nikt nie powinien jej odbierać. Żadnemu zawodnikowi, w żadnej sytuacji.

Turniej finałowy Pucharu Kontynentalnego rozegracie w styczniu, zmierzycie się z zespołem z Rouen, a także duńskim Herning Blue Fox i włoskim HC Asiago. Jakie są apetyty, jaki plan minimum?

Nie jesteśmy faworytami, ale nie uważam, żeby drużyny z Danii i Włoch, które awansowały do finału z drugiej grupy, jakoś mocno odstawały do przodu w porównaniu z Rouen. Uważam, że to będą bardzo ciężkie, "ciasne" i ciekawe mecze. Jesteśmy szczęśliwi, że będziemy mogli w tym uczestniczyć, skonfrontować się z zawodnikami, którzy w swoich reprezentacjach grają na co dzień w Elicie. Będziemy chcieli pokazać się z jak najlepszej strony, zdobywać punkty, każde "oczko" będzie dla nas bardzo ważne.

Na pewno musimy potraktować każdy mecz jak osobną historię, w każdym walczyć o zwycięstwo. I małymi kroczkami zbliżać się do tego, co chcielibyśmy osiągnąć. Musimy znów przeobrazić się w drużynę, która gra bardzo zdyscyplinowanie i dobrze taktycznie, i dobrze przygotować się fizycznie, bo trzeba tam zostawić bardzo dużo zdrowia.

Stworzyliśmy sobie możliwość spełnienia swoich marzeń: gramy w finale, więc cały czas mamy szanse na Puchar.

Źródło: rmf24.pl

poniedziałek, 23 listopada 2015

Matczak: Zapadła ważna decyzja ws. powołań kadrowiczów


- Taktycznie byliśmy przygotowani po mistrzowsku, wywalczyła go cała drużyna. Teraz priorytetem jest dla nas finał Pucharu Kontynentalnego. Dlatego zapadła decyzja – siedzi obok mnie prezes klubu, że nie puścimy kadrowiczów na grudniowy turniej towarzyski kadry EIHC w Katowicach – powiedział Interii szef sekcji hokejowej GKS Tychy Wojciech Matczak świeżo po awansie mistrzów Polski do finału PK.

GKS Tychy dokonało wyczynu niesamowitego. Na turnieju w Rouen w pobitym polu zostawił silny białoruski Szachtior Soligorsk i ukraiński HK Kremieńczuk. W finale PK, miejsca jeszcze nie ustalono, w dniach 8-10 stycznia 2016 roku tyszanie zmierzą się z Rouen Dragons, Herning Blue Fox i HC Asiago.

Na gorąco, specjalnie dla Interii, z Rouen, awans mistrzów Polski komentuje szef sekcji hokejowej GKS Tychy Wojciech Matczak.

- Opowiem po kolei, od meczu z Rouen, czyli jedynym przegranym. Prowadziliśmy i w drugiej tercji mieliśmy tyle sytuacji, chociażby w okresie przewag, że spokojnie mogliśmy jeszcze ze dwa gole strzelić i załatwić sprawę. Później, na początku III tercji zdarzył nam się przestój, to jest bolączka ten brak konsekwencji. W tym okresie straciliśmy gole, przez które przegraliśmy - uważa Matczak.
- Rouen grało hokej kanadyjski, zresztą zawodników z tego kraju ma wielu w składzie. W moim odczuciu byli do ogrania, tym bardziej, że świetnie byliśmy ustawieni taktycznie - dodaje.

- Spotkanie z Szachtiorem Soligors zaczęliśmy niedobrze. Łapaliśmy karę, nie mogliśmy wejść w mecz. Uśmiechnęło się do nas szczęście - nie kryje pan Wojciech. - Młody narybek Komorski i Bepierszcz strzelili bramki na wagę zwycięstwa. To nasze nowe nabytki, warszawiacy. Zostali sprowadzeni dla odmłodzenia zespołu, a tu proszę wzięli na siebie odpowiedzialność za strzelane gole i chwała im za to!

- Spotkanie z Kremieńczukiem, powszechnie uznawanym za najsłabszego naszego przeciwnika, bo to najmłodszy zespół, nie było lekkie. Porównując do naszych ligowych realiów, Ukraińcy, podobnie jak w zeszłym sezonie Podhale Nowy Targ, przez 60 minut "orali" non stop. Bez goli Jarka Rzeszutki w pierwszej tercji byłoby ciężko - nie kryje Matczak. - Ciśnienie, nerwy, były do końca. Podobnie zresztą jak w meczu Rouen z Soligorskiem. Białorusini zagrali bardzo dobrze. Mieli sporo sytuacji, ale bramkarz Rouen Dany Sabourin spisał się świetnie, ratował zespół wielokrotnie - komentuje szef sekcji hokejowej GKS-u.

- Atmosfera? W tej chwili się cieszymy, ale od wtorku zaczynamy operację "finał Pucharu Kontynentalnego". Jeszcze nie wiemy, gdzie on zostanie rozegrany. Musimy się solidnie przygotować. Reprezentacja Polski w grudniu gra turniej EIHC w Katowicach. Wiemy, że kadra to dobro narodowe, ale w tym momencie nasz występ w finale jest ważniejszy od towarzyskiej gry reprezentacji. Dlatego nie puścimy kadrowiczów na najbliższe zgrupowanie. Polski hokej na taki triumf czekał 23 lata - podkreśla Wojciech Matczak.

Mistrzom Polski w pierwszym meczu wypadł kontuzjowany Maksim Kartoszkin. - Ale to niegroźny uraz. Maksim wyjdzie z tego - zapewnia szef hokeja w ekipie mistrzów Polski.

Źródło: hokej.net

Smutny powrót hokejowych bohaterów. PZHL spóźniony, a ludzie pytają: "Kim oni są?"


W poniedziałek po godz. 10 w krakowskich Balicach wylądowali hokeiści GKS-u Tychy, którzy kilkanaście godzin wcześniej awansowali do finału Pucharu Kontynentalnego. To największy polski sukces klubowy od 23 lat. - Szkoda tylko, że na razie niewiele osób to docenia - żalili sięzawodnicy.

- Kto to był? - zagaduje jeden z pracowników lotniska.

- Hokeiści GKS-u Tychy, właśnie awansowali do finału PK. To największy sukces od niemal dekady - odpowiadam.

- Aha, ale to juniorzy czy starsi?

Na lotnisku żadnego przywitania nie było. Gdy w Balicach lądowali piłkarze Wisły Kraków, nawet po przegranych meczach w późnych godzinach nocnych czekała na nich spora grupa kibiców. Tymczasem hokeiści GKS-u przeszli przez halą przylotów przez nikogo niezauważeni.

Być może jakiś komitet powitalny będzie czekał w Tychach, ale mimo wszystko zawodnicy byli trochę zawiedzeni. - Udało nam się zrobić wynik ponad stan, a z dziennikarzy jest tylko pan. Wiem, że hokej nie jest w Polsce sportem numer jeden, ale spodziewałem się, że ktoś jeszcze się zjawi - zagadywał jeden z hokeistów.

Okazało się, że z radości nie oszalał też Polski Związek Hokeja na Lodzie. Podczas gdy tysiące ludzi z Krakowa, Nowego Targu, Gdańska czy nawet Oświęcimia (kibic Unii i GKS-u nie darzą się sympatią) składało tyszanom gratulacje przez internet zaraz po zakończeniu spotkania, to działacze z centrali musieli przespać się z sukcesem.

- Gratulacje z PZHL-u dostaliśmy dopiero w poniedziałek. Zadzwoniła jedna osoba... - żalili się tyszanie.

Mimo to zawodnicy mają nadzieję, że dzięki awansowi GKS-u do finału Pucharu Kontynentalnego o hokeju zrobi się choć trochę głośniej.

- To duży sukces. Dzięki temu choć trochę mogliśmy rozreklamować dyscyplinę i część kibiców o niej usłyszała. Może teraz chętniej zaczną przychodzić na lodowiska - mówi Marcin Kolusz, napastnik GKS-u i kapitan reprezentacji Polski.


Źródło: interia.pl

Czerkawski o hokeistach GKS: "Tyszanie zrobili dużego psikusa"


"To niesamowity sukces" - mówi o awansie GKS Tychy do finału Pucharu Kontynentalnego Mariusz Czerkawski. Tyszanie zagwarantowali sobie prawo walki o tytuł po niedzielnym zwycięstwie nad ukraińskim zespołem HK Kremenczuk. Z byłym znakomitym hokeistą rozmawiał Jan Kałucki.

Jan Kałucki: Hokeiści GKS Tychy awansowali do turnieju finałowego Pucharu Kontynentalnego, to na początku wyjaśnijmy co to są za rozgrywki?

Mariusz Czerkawski:Puchar Kontynentalny, to dla porównania piłkarska Liga Europy. Jest Liga Mistrzów, gdzie występują Szwedzi, Finowie, Niemcy, czy Austriacy, ale są też drużyny w Europie które nie zakwalifikowały się do Ligi Mistrzów i rozgrywają Puchar Kontynentalny. Co ciekawe zwycięzca ma zagwarantowany udział w przyszłorocznej Lidze Mistrzów.

Awans mistrzów Polski to największy sukcesem polskiego hokeja od 23 lat?
Absolutnie. Jest to rzeczywiście niesamowity sukces. Tak jak Pan powiedział, czekaliśmy na to prawie ćwierć wieku. Po raz ostatni Unia Oświęcim w 1993 roku. Ale pamiętajmy, że to były zupełnie inne czasy. Wówczas hokej lepiej prosperował i był na zupełnie innej pozycji w Polsce i Europie. Tym bardziej tyszanie pokazali, że są bardzo dobrą drużyną. Zasłużenie zdobyli mistrzostwo Polski w zeszłym sezonie i sięgnęli po Superpuchar. Za każdym razem pokazują, że mają solidną drużynę i stać ich na tak wielkie osiągnięcie jak awans do turnieju finałowego Pucharu Kontynentalnego. Wygranie w drużyną białoruską i ukraińską, oraz minimalna porażka z ekipą z Francji można zaliczyć jako wielki sukces polskiego, a konkretnie tyskiego hokeja.

Apetyt rośnie w trakcie jedzenia, więc zastanówmy się czy tyszanie mają realne szanse na końcowy sukces?

Oczywiście jest drużyna włoska, która jak na razie świetnie sobie radzi. Jest też zespół z Danii, Francuzi i my. Wydaje mi się więc, że sprawa jest otwarta. Z jednej strony nie należymy do faworytów, ale należeliśmy też do nich fazie grupowej. Większość kibiców myślała bardziej o drużynie z Białorusi, gdzie hokej jest na bardzo wysokim poziomie i jest dotowany szerokim strumieniem przez państwo (wynika to z tego, że prezydent Aleksandr Łukaszenka jest wielkim fanem tej dyscypliny - przyp red. ). Tyszanie więc zrobili dużego psikusa. Zobaczymy co będzie na początku stycznia. Jeszcze nie wiadomo gdzie odbędzie się ten turniej finałowy. Z tego co wiem, prezydent Tych będzie się ubiegał oto, aby był rozegrany w Polsce. Mam nadzieję, że to się uda i wtedy wszyscy będziemy liczyli na coś, co byłoby świetnym prezentem noworocznym dla wszystkich kibiców.

Sukces ma wielu ojców, ale kto jest głównym architektem tego awansu?

Na początku trzeba podkreślić jak samo miasto podchodzi do hokeja i do sportu w ogóle. Sam klub też zabiega o sponsorów i co najważniejsze wykonuje tytaniczną pracę od młodzieży począwszy. Świetną pracę wykonuje Wojciech Matczak, który kiedyś był pierwszym trenerem GKS-u, dziesięć lat temu zdobył mistrzostwo Polski, a obecnie jest dyrektorem sportowym i odpowiada kadrowo za to co się w tym klubem dzieje. To jest na pewno jego wielka zasługa. Kiedyś był reprezentantem Polski, jest moim dobrym kolegą, z którym kilka lat grywałem w jednym ataku. Fantastyczna praca trenera, któremu zaufano prowadzenie tej drużyny. Jego ekipa jest już doświadczona, w której gra wielu reprezentantów Polski - to jest świadome i solidne budowanie marki GKS Tychy od wielu lat. To jest w końcu drużyna, która cały czas jest w czołówce tabeli hokejowej ligi w naszym kraju. A abstrahując od wszystkiego - cieszę się, bo jestem związany z Tychami od wielu lat. To jest mój macierzysty klub, w którym zagrałem swój ostatni pożegnalny mecz. Także niezmiernie się z tego wszystkiego cieszę.

Źródło: rmf24.pl

******************************************************************************************************************

Całe środowisko hokejowe czeka na Mariusza Czerkawskiego w roli Prezesa PZHL! Tylko wówczas mamy szansę na ciągły rozwój i popularyzację tej pięknej dyscypliny w naszym kraju...

tychymyopinions

niedziela, 22 listopada 2015

Puchar Kontynentalny: Francuzi pomogli, GKS Tychy zagra w turnieju finałowym


GKS Tychy wygrał drugi mecz na turnieju półfinałowym Puchary Kontynentalnego z ukraińskim HK Krzemieńczuk 3:1, a francuskie Dragons de Rouen pokonało Szachcior Soligorsk 1:0. Taki komplet wyników sprawił, że mistrz Polski zagra w turnieju finałowym. To największy sukces polskiego hokeja klubowego od 23 lat.

Swoje zadanie Trójkolorowi spełnili w ostatnim spotkaniu pokonując najsłabszy z całej stawki zespół HK Krzemieńczuk. Jarosław Rzeszutko dwukrotnie wpisał się na listę strzelców w pierwszej tercji, w drugiej Ukraińcy zdobyli kontaktowe trafienie. Tyszanie utrzymali jednak wynik, a nawet podwyższyli prowadzenie na 3:1 dzięki bramce Radosława Galanta.

Tyszanie zrobili wszystko co w ich mocy, ale świętować awansu jeszcze nie mogli. Sytuacja w tabeli sprawiła, że do sukcesu Trójkolorowych potrzebne było zwycięstwo francuskiego Dragons de Rouen nad białoruskim Szachciorem Soligorsk w ostatnim meczu imprezy. Scenariusz ten spełnił się, Smoki zwyciężyły i razem z GKS zagrają w finałowym turnieju wyznaczonym na 10-12 stycznia 2016 roku.

To największy sukces polskiego hokeja klubowego od 23 lat. W sezonie 1992/93 Unia Oświęcim wystąpiła w finale Pucharu Europy (tradycje którego przejął Puchar Kontynentalny). Wcześniej tak daleko w europejskim hokeju klubowym zaszła tylko Polonia Bytom (1984/85).

Triumf w Pucharze Kontynentalnym stanowi przepustkę do udziału w Hokejowej Lidze Mistrzów.

Komplet wyników GKS Tychy w półfinałowym turnieju Pucharu Kontynentalnego: przegrana 3:5 z Dragons Rouen, wygrana 2:1 z Szachciorem Soligorsk oraz wygrana z HK Krzemieńczuk 3:1.


Źródło: onet.pl

Największy sukces polskiego klubu od 23 lat!


Jest, jest, jest! GKS Tychy pokonał HK Kremenczuk 3-1, Dragons de Rouenwygraliz Szachtiorem Soligorsk i dzięki temu Polacy awansowali do turnieju finałowego Pucharu Kontynentalnego. To największy sukces polskiego klubu od 23 lat! - Gratuluję chłopakom, ten awans to wielka sprawa - przyznaje Sebastian Gonera, ośmiokrotny mistrz Polski, m.in. z GKS-em.

Na ekrany kin wchodził film "Psy" Władysław Pasikowskiego, polscy piłkarze zdobywali srebrny medal na igrzyskach w Barcelonie, a niektórych z obecnych hokeistów GKS-u Tychy nie było jeszcze na świecie! Ostatni raz tak daleko polski klub hokejowy zaszedł w 1992 r. i była to Unia.

Wówczas oświęcimianie byli krezusem, ściągali najlepszych hokeistów w kraju i dzięki temu zajęli szóste miejsce w Pucharze Europy. Teraz sukces GKS-u jest porównywalną niespodzianką. W dobie, gdy polskim hokejem targają problemy finansowe, a część środowiska prowadzi otwartą wojnę ze związkiem, tyszanie potrafili postawić się wszystkim przeciwnościom i sprawić sensację.

- GKS to dziś poukładany klub. Wiedzą na czym stoją, poza tym prezydent Tychów jest wielkim fanem hokeja - przyznaje Gonera.

Na inaugurację turnieju półfinałowego podopieczni Jirziego Szejby przegrali z gospodarzami Dragons de Rouen 3-5, choć przez dwie tercji walczyli jak równy z równym. Dzień później sprawili już niespodziankę, bo pokonali mocny Szachtior Soligorsk (2-1) i przed ostatnimmeczemciągle byli w grze o awans.

- To było ciężkie spotkanie, ale pokazaliśmy, że jesteśmy drużyną - cieszył się Filip Komorski, napastnik tyszan w rozmowie z portalem Hokej.net.

Przed kluczową potyczką GKS był w dobrej sytuacji, ale zespół HK Kremenczuk nie zamierzał tanio sprzedać skóry. Po I tercji wydawało się, że szampany można już wkładać do zamrażarki, a hucznie będzie je otwierał Jarosław Rzeszutko. Napastnik GKS-u zdobył dwie bramki, a podawali mu Mateusz Bryk i Dawid Majoch.

W II tercji Ukraińcy zdobyli kontaktową bramkę, a GKS zaczynał odczuwać trudy turnieju i hokeiści seryjnie łapali kary. W ostatniej odsłonie tyszanie w osłabieniu grali przez sześć minut, ale za chwilę bramkę zdobył Radosław Galant i GKS był pewny wygranej.

To była jednak dopiero połowa planu. Druga część nie była już zależna od tyszan, a ich los spoczywał w rękach Dragons de Rouen. Francuzi musieli wygrać z Szachtiorem, ale długo trzymali Polaków w niepewności. W 20. minucie gospodarze strzelili bramkę, ale nie mogli odskoczyć Białorusinom na bezpieczny dystans. Na szczęście dla tyszan nie dali sobie też strzelić gola i ok. godz. 21:38 GKS mógł rozpocząć fetowanie.

Turniej finałowy zaplanowano na 8-10 stycznia 2016 r. Oprócz GKS-u i Dragons de Rouen zagrają w nim duński Herning Blue Fox i włoski AS Asiago Hockey.

- Chłopaki już w meczu z Francuzami pokazali, że walczą jak równy z równym. W finale wszystko może się wydarzyć, mecze będą na styku. Trzeba trzymać kciuki za naszych - podkreśla Gonera.

Sukces GKS-u będzie też wielkim argumentem w rozmowach z Międzynarodową Federacją Hokeja na Lodzie, która zastanawia się nad przyznaniem Polsce prawa do gry w hokejowej Lidze Mistrzów.


Źródło: interia.pl

**************************************************************************************************************

Wielkie gratulacje dla zawodników i całego sztabu!!! Awans Tychów do finału to ogromna niespodzianka i prestiż nie tylko w skali naszego miasta, ale całego Polskiego hokeja!

tychymyopinions

czwartek, 19 listopada 2015

Tychy zlikwidują izbę wytrzeźwień. "Pacjenci" pojadą do Sosnowca


Miasto planuje od nowego roku zamknąć izbę wytrzeźwień, a swoich "pacjentów" przenieść do Sosnowca. Decyzja podyktowana jest oszczędnościami, które miałby wynieść ok. 600 tys. złotych rocznie.

W ciągu tygodnia zapadnie decyzja dotycząca przyszłości Izby Wytrzeźwień w Tychach. Na najbliższej sesji rady miasta odbędzie się głosowanie nad projektami uchwały dotyczącymi likwidacji tyskiej placówki oraz porozumienia z gminą Sosnowiec w sprawie finansowania i korzystania z usług tamtejszej izby wytrzeźwień. Jeśli projekt zostanie przegłosowany, to już od 2 stycznia 2016 roku, nietrzeźwi z Tychów będą wywożeni do Sosnowca.

– Wybraliśmy Sosnowiec z kilku powodów: po pierwsze ze względu na doświadczenie, ponieważ realizuje analogiczne zadania na rzecz innych gmin, po drugie ze względu na niższe koszty jednorazowego pobytu osoby nietrzeźwej w placówce, a po trzecie – Izba Wytrzeźwień w Sosnowcu świadczy kompleksowe usługi – od prowadzenia oddziałów dla nietrzeźwych mężczyzn, kobiet i osób nieletnich po prowadzenie wczesnej terapii uzależnień – wskazuje Miłosz Stec, zastępca prezydenta Tychów ds. infrastruktury.

Choć miejsca dzieli dystans ponad 25 km, a pokonanie odległości samochodem - najkrótszą drogą - trwa 30 minut, władze miasta spodziewają się dużych oszczędności. Jak informują przedstawiciele tyskiego magistratu, średni roczny koszt utrzymania izby to blisko półtora miliona złotych. Tymczasem kwota, którą udaje się odzyskać z tytułu opłat za pobyt w izbie jest znacznie niższa.

– Na izbę w znacznej mierze trafiają osoby bezdomne, często te same po kilka, a nawet kilkanaście razy w ciągu roku albo osoby bezrobotne, zadłużone, od których ściągnięcie należności jest niezmiernie trudne lub wręcz niemożliwe. Zdecydowanie rzadziej na Izbie możemy spotkać zamożnych imprezowiczów czy osoby, które zbyt intensywnie świętowały zdany egzamin, awans zawodowy czy życiowy sukces. Ściągalność zaległości jest więc znacznie niższa niż koszty, jakie ponosi gmina, w ubiegłym roku wyniosła 376 129,53 zł, czyli ok. 30 proc. – mówi Agnieszka Lyszczok, dyrektor Tyskiego Zakładu Usług Komunalnych w Tychach, któremu podlega izba wytrzeźwień.

Ile faktycznie dzięki tej zmianie uda się zaoszczędzić ? – Biorąc pod uwagę koszt pobytu osób w izbie wytrzeźwień w Sosnowcu (240 złotych), dane dotyczące liczby osób przyjętych w tyskiej izbie wytrzeźwień w 2014 roku (ponad 2700 osób) oraz koszty utrzymania personelu czy pomieszczeń izby to oszczędności mogą wynieść nawet 600 tys. złotych – wyliczają urzędnicy.

Sama organizacja dowozu osób nietrzeźwych, będzie odbywała się tak jak do tej pory. Jeśli stan osoby nietrzeźwej nie zagraża zdrowiu i życiu, a zachowanie nie wypełnia znamion przestępstwa, osoby te będą odwożone do domu lub przewożone do Izby Wytrzeźwień przez funkcjonariuszy Straży Miejskiej w Tychach i policjantów.

Jak zapewniają przedstawiciele magistratu, likwidacja tyskiej izby nie oznacza zwolnienia jej pracowników. 16 osób, które obsługuję placówkę, trafi do miejskich spółek bądź znajdzie zatrudnienie w strukturach Tyskiego Zakładu Usług Komunalnych.

Tychy są kolejnym miastem (w ostatnim czasie zlikwidowano placówki w Kielcach i Tarnowie), które chce zlikwidować Izbę Wytrzeźwień. Obecnie w Polsce działa 38 takich miejsc, a jeszcze kilka lat temu ich ponad pięćdziesiąt.

Źródło: onet.pl

piątek, 13 listopada 2015

Wykorzystanie dotacji z UE - najnowszy ranking 2015


W najnowszym rankingu opublikowanym przez  czasopismo samorządowe "Wspólnota", Tychy znalazły się na bardzo wysokim - 5 miejscu w Polsce pod kątem wykorzystania środków zagranicznych przez samorządy. Tychy w latach 2004-2014 otrzymały 5.220,72 w przeliczeniu na każdego mieszkańca co dało nam 1 miejsce w woj. Śląskim, 4 miejsce wśród miast powiatowych i 5 w rankingu obejmującym miasta zarówno wojewódzkie jak i powiatowe.

Niewątpliwie jest to doskonały wynik, zważywszy na fakt, iż Tychy okazały się lepsze od większości miast wojewódzkich - wyprzedził nas tylko Gdańsk, który w stawce okazał się bezkonkurencyjny osiągając kwotę 6271,98 na mieszkańca.

1.  Gdańsk 6271,98
2.  Przemyśl 5738,78
3.  Krosno  5480,80
4.  Sopot 5388
5.  TYCHY 5220,72
6.  Białystok 4608,22
7.  Rybnik 4371,09
8.  Grudziądz 4365,61
9.  Zamość 4265,21
10. Dąbrowa Górnicza 4253,03
11. Jelenia Góra 4239,18
12. Toruń 4191,96
13. Żory 4187,07
14. Elbląg 4158,76
15. Rzeszów 4088,74
16. Suwałki 3971,92
17. Poznań 3775,90
18. Nowy Sącz 3674,90
19. Lublin 3641,57
20. Łomża 3599,23
21. Zielona Góra 3477,59
22. Warszawa 3342,70
23. Tarnobrzeg 3262,83
24. Olsztyn 3184,22
25. Szczecin 3129,87
26. Kielce 3094,10
27. Gliwice 3058,21
28. Konin 3001,32
29. Jastrzębie Zdr 2948,83
30. Zabrze 2886,85
31. Gdynia 2869,56
32. Bydgoszcz 2826,40
33. Bytom 2789,47
34. Opole 2753,55
35. Płock 2748,85
36. Wrocław 2615,93
37. Biała Podlaska 2444,45
38. Bielsko Biała 2391,70
39. Piotrków Trybunalski 2353,29
40. Łódź 2308,94
41. Częstochowa 2230,97
42. Jaworzno 2225,20
43. Tarnów 2216,91
44. Katowice 2192,09
45. Kraków 2130,58
46. Świnoujście 2126,87
47. Gorzów Wlkp 2098,10
48. Leszno 2066,11
49. Słupsk 2064,83
50. Włocławek 2043,87
51. Siedlce 2008,78
52. Ruda Śląska 1797,07
53. Koszalin 1760,22
54. Radom 1723,51
55. Sosnowiec 1536,53
56. Skierniewice 1348,34
57. Wałbrzych 1324,34
58. Kalisz 1168,42
59. Chełm 1110,00
60. Ostrołęka 913,37
61. Świętochłowice 891,86
62. Chorzów 873,33
63. Legnica 806,27
64. Piekary Śląskie 624,60
65. Siemianowice Śl. 501,98
66. Mysłowice 433,32

tychymyopinions

środa, 11 listopada 2015

Fiat: półtoramilionowa "pięćsetka" z Tychów


Tyska fabryka Fiat Chrysler Automobiles (FCA) wyprodukowała we wtorek półtoramilionowy egzemplarz fiata 500 – poinformowała spółka. Produkcja tego modelu w Tychach trwa od ośmiu lat i czterech miesięcy; milionowy egzemplarz wyjechał stamtąd w kwietniu 2013 r.

Jubileuszowa „pięćsetka" to wersja pop w kolorze białym i z benzynowym silnikiem 1,2 - trafi na rynek francuski. Samochód o numerze o jeden niższym, w bogatszej wersji pop star, pojedzie do Anglii. Natomiast pierwszy egzemplarz powyżej półtoramilionowego to kabriolet, który pojedzie do Niemiec.

Fiat 500 wytwarzany jest w Tychach od od 8 lat i 4 miesięcy. Oprócz Polski od 2011 r. model jest produkowany też w meksykańskim zakładzie Toluca, dzięki czemu jego łączna produkcja globalna wynosi obecnie ok. 1,8 mln egzemplarzy.

Najwięcej aut z Tychów trafiło dotąd do Włoch (ponad 500 tys.), a także do Anglii, Francji, Niemiec, Belgii, Holandii, Japonii, Austrii oraz Szwajcarii.

W tym roku fiat 500 został odnowiony zewnętrznie i wewnętrznie, zyskując m.in. nowe reflektory ze światłami do jazdy dziennej, nowe światła tylne, a także nową deskę rozdzielczą, kierownicę oraz system multimedialny. Według FCA zmiany dotyczą ok. 40 proc. samochodu i 1,8 tys. rozmaitych detali. Unowocześniano go jednak tak, aby nie zatracił swego charakterystycznego wyglądu i designu.

Nowa wersja fiata 500 zjeżdża z taśm w Tychach od czerwca; jeszcze do niedawna równolegle wytwarzano tam wersję poprzednią. "Pięćsetka" to dominujący model w produkcji tyskiej fabryki, po zaprzestaniu z końcem 2012 r. produkcji poprzedniego modelu panda. W ub. roku fabryka w Tychach wyprodukowała blisko 200 tys. egzemplarzy fiata 500 i pokrewnego abartha 500. To niespełna dwie trzecie ubiegłorocznej produkcji zakładu.

Od niedawna w Tychach powstaje też nowa wersja lancii ypsilon, wytwarzanej tam od 2011 r. W pierwszym półroczu 2016 r. zakład ostatecznie zakończy natomiast produkcję modelu ford ka, wytwarzanego tam od 2008 r. na zlecenie koncernu Forda.

Według wrześniowych zapowiedzi dyrekcji tyskiej fabryki w 2015 r. roczna produkcja będzie tam nieznacznie mniejsza niż przed rokiem, głównie z powodu zmniejszonej produkcji forda ka. Plan na 2015 r. zakładał wytworzenie w sumie ok. 303 tys. samochodów, wobec ponad 313,9 tys. w 2014 r. W tej liczbie najwięcej – ok. 198 tys. – ma być modelu fiat 500.

Zatrudniający niespełna 3,4 tys. osób tyski zakład FCA Poland świętował w tym roku 40-lecie istnienia – 18 września 1975 r. z linii produkcyjnej zjechał pierwszy Fiat 126p, czyli popularny maluch. W ciągu 40 lat w Tychach wyprodukowano w sumie blisko 9,2 mln samochodów; najwięcej fiata pandy (ponad 2,1 mln) i popularnego malucha (2,1 mln); łącznie w Tychach i Bielsku-Białej powstało ponad 3,3 mln maluchów. W Tychach wyprodukowano też ponad milion samochodów z każdego z modeli: fiat 500, fiat seicento i fiat cinquecento.

W ub. roku tyska fabryka wyprodukowała 313,9 tys. samochodów, wobec 295,7 tys. aut rok wcześniej. Zakład zanotował wzrost produkcji (o ponad 6 proc.) po raz pierwszy od pięciu lat. W rekordowym 2009 r. roczna produkcja w Tychach przekroczyła 600 tys. aut.

FCA Poland jest częścią światowego koncernu Fiat Chrysler Automobiles, siódmego na świecie producenta samochodów, który w 2014 r. wyprodukował 4,6 mln aut.


Źródło: www4.rp.pl

wtorek, 10 listopada 2015

11 listopada - Święto Niepodległości




Już jutro obchodzić będziemy Święto Niepodległości. Z tej okazji zachęcam wszystkich, by wywiesić flagę (jeśli posiadamy w domu) na balkonie bądź też w oknie. Oczywiście nie zawsze są do tego warunki np brak uchwytów na flagi, wówczas możemy chociażby wywiesić samą flagę "przyciskając" ją oknem tak, aby powiewała na zewnątrz.

Warto bowiem choć w taki sposób wziąć udział w tym najważniejszym dla nas Polaków dniu, przy okazji zaszczepiając patriotyzm u najmłodszych.

tychymyopinions

czwartek, 5 listopada 2015

Smog dusi Kraków i Śląsk. Normy przekroczone czterokrotnie


Aż czterokrotnie przekroczone są dziś normy zanieczyszczenia powietrza w Krakowie. Od wczoraj w mieście obowiązuje drugi stopień zagrożenia związany z przekroczeniem norm stężenia pyłu zawieszonego. Ciężko oddycha się dziś także w Śląskiem.

Powietrze w Krakowie jest kiepskie. Śmierdzi smogiem. To jest po prostu smród spalin. Odkąd mamy dom za Krakowem, czuję to wyraźnie, że jest różnica. Wystarczy wyjechać za miasto i spojrzeć z góry. Nie widać Krakowa, widać jedną wielką szarą chmurę- mówią mieszkańcy stolicy Małopolski, którzy kolejny dzień zmagają się z potężnym zanieczyszczeniem powietrza.

Alarmujące dane napływają już od soboty. 31 października poziom pyłu zawieszonego w krakowskiej Nowej Hucie wyniósł 1243 procent normy. Urzędnicy utrzymywali jednak wcześniej, że doszło do awarii czujników monitorujących jakość powietrza. Dopiero wczoraj ogłoszono drugi stopień alarmowy.

To jest na razie konieczność poinformowania mieszkańców Krakowa o tym, że istnieje określone niebezpieczeństwo konsekwencji zdrowotnych w przypadku długiego przebywania na powietrzu. Najbardziej zagrożeni są ludzie z tzw. ryzyka chorobowego, czyli astmatycy, ludzie, którzy mają problemy z oddychaniem, małe dzieci- tłumaczył Witold Śmiałek, doradca prezydenta Krakowa ds. jakości powietrza.

Ciężko oddycha się również w Śląskiem

Smog dokucza również mieszkańcom województwa śląskiego. Dziś najgorzej oddycha się w Częstochowie i Rybniku. W tych dwóch miastach dopuszczalne stężenie pyłu zawieszonego w powietrzu przekroczone jest aż o 300 procent. Tylko trochę lepiej jest w Zabrzu i Tychach. Niestety prognozy na dziś są złe, bo pogoda się nie zmieni. Utrzymują się mgły, jest niemal bezwietrznie. Dawno nie padał deszcz, który mógłby poprawić sytuację.

W pyle zawieszonym znajdują się szkodliwe tlenki siarki, azotu i amoniak. Smog zawiera też metale ciężkie. U osób, które przez wiele lat żyją na obszarach o wysokim poziomie stężenia pyłu, zwiększa się prawdopodobieństwo śmierci spowodowanej chorobami układu krwionośnego. Stan ostrzegawczy ogłasza się przy poziomie 200 mikrogramów pyłu w powietrzu (400 procent normy).


Źródło: rmf24.pl

poniedziałek, 2 listopada 2015

Bezrobocie w dół...


W porównaniu z zeszłym miesiącem bezrobocie w Tychach spadło o 0,2% co oczywiście jest bardzo dobrą wiadomością zważywszy na fakt, iż w okresie jesienno-zimowym bezrobocie zazwyczaj rosło. Największy jednak spadek zauważalny jest w skali kraju, gdzie bezrobocie poleciało w dół o 0,3%

Tychy            4,3%  (-0,2%)
Woj. Śląskie  8,2%  (-0,2%)
Kraj               9,7%  (-0,3%)

tychymyopinions