czwartek, 24 marca 2016

Finał PHL - 6. mecz. GKS Tychy - Comarch Cracovia 2-3


Comarch Cracovia pokonała GKS w Tychach 3-2 i wyrównała stan rywalizacji (3-3) w finale Polskiej Hokej Ligi. Decydujące siódme starcie w sobotę w Krakowie o godz. 14.30.

Gra nie toczy się tylko o puchar i złote medale. Dodatkową stawką finału Polskiej Hokej Ligi jest w tym sezonie miejsce w Lidze Mistrzów.

Tyski Stadion Zimowy okazał się za mały! Trybuny pękały w szwach.

Pierwszą groźną okazję wypracowali tyszanie, ale to Cracovia objęła prowadzenie. W 6. minucie Artiom Bożko sprytnym strzałem zaskoczył Żigardy'ego. Bramkarz GKS-u był zasłonięty, a krążek wpadł do bramki tuż przy słupku.

Kolejną dobrą okazję miał Patrik Svitana, ale Żigardy obronił. Dwa niepotrzebne faule tyszan sprawiły, że w połowie pierwszej tercji przez prawie minutę musieli bronić się w trzech. "Pasy" mocno przycisnęły. Po strzałach Patryka Noworyty, Svitany i Macieja Kruczka powinny paść kolejne gole, jednak tyszan utrzymywał w grze kapitalnie dysponowany bramkarz.

Idealnej okazji do wyrównania nie wykorzystał Martin Vozdecky. Jego strzał w sytuacji sam na sam obronił Rafał Radziszewski (17. minuta). Po chwili GKS po raz pierwszy stanął przed szansą gry w przewadze liczebnej, ale Damian Kapica wykorzystał nieporozumienie pomiędzy Marcinem Koluszem a Vozdeckym, przechwycił krążek i w sytuacji sam na sam podwyższył na 2-0.

Gospodarze zdołali złapać kontakt bramkowy jeszcze przed pierwszą przerwą. Jakub Witecki podał spod bandy na niebieską linię do Bartosza Ciury, a ten bez przyjmowania krążka wypalił pod poprzeczkę.

Krótko po powrocie hokeistów na lód, Cracovię uratowała poprzeczka! Goście jednak wciąż mieli przewagę i atakowali.

Tyszanie nie przypominali drużyny nie tylko z trzech poprzednich zwycięskich meczów. Tak słabo nie grali jeszcze w żadnym z finałowych spotkań. W drugiej tercji zmarnowali też dwa okresy gry z przewagą jednego zawodnika. W ciągu czterech minut nie potrafili wypracować ani jednej groźnej sytuacji strzeleckiej.

W ich grze brakowało agresji, czego kolejnym przykładem były okoliczności, w jakich stracili trzeciego gola. Gdy zablokowany krążek wyleciał wysoko w powietrze, tyski hokeista stał i czekał, aż spadnie, a zawodnik Cracovii wyskoczył, trącił rękawicą i rozpoczął kontrę. Tym razem nie popisał się też Żigardy - nie zdążył złączyć parkanów i Petr Szinagl wpakował mu krążek do bramki z dość ostrego kąta.

Gdy hokeiści GKS-u wychodzili na lód przed trzecią tercją, nie mieli nic do stracenia. Huraganowych ataków jednak nie było, a czas uciekał. Gospodarzom wciąż szło jak po grudzie i coraz częściej decydowali się na indywidualne akcje. Pierwszą dobrą okazję wypracował sobie Kolusz dopiero w 46. minucie ("Radzik" obronił). Gdy trzy minuty później na rajd zdecydował się Jakub Witecki, trzech krakowskich hokeistów zlekceważyło go, a ten strzelając z bulika bekhendem pokonał Radziszewskiego!

Tyszanie odzyskali wiarę i zaczęli żwawiej atakować, a krakowianie głęboko się cofnęli i Radziszewski przeżywał ciężkie chwile. Przetrzymał tyski ostrzał, gdy na ławkę kar pojechał Marek Wróbel. Cztery minuty przed końcem niepotrzebną karę w tercji ataku zarobił Maciej Urbanowicz. Trener Jirzi Szejba nie zdecydował się jednak wycofać bramkarza, a jego zespół słabo rozgrywał przewagę. Marzenia GKS-u o wyrównującym golu prysły, gdy w końcówce kary złapali Vozdecky i Bryk.

Źródło: interia.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz